Do bieguna północnego! – cz.1

Biegun północny

Stacje naukowe polarne pracują dziś przede wszystkim w tym kierunku, aby poznać warunki, w jakich komunikacja lotnicza będzie się mogła odbywać.

Wyprawy lotnicze na terenach znanych już ziem polarnych i okolic podbiegunowych badają warunki, w jakich wyprawa biegunowa powinna się odbywać, przygotowują do tej wyprawy biegunowej, poznają teren. Z unoszącego się aeroplanu lotnik może obejmować wielkie przestrzenie. Wiadomo, że cała Anglia objęta być może okiem z wysokości 2 000 metrów, a już z wysokości 700 metrów oglądać można przestrzenie, których poznanie podczas podróży na łyżwach trwałoby kilka lat, byłoby bardzo kosztowne, niebezpieczne, jeśli w ogóle byłoby możliwe.

Próby lotnicze przekonały o pewnych trudnościach badań. Jeden z podróżników polarnych, dr Wilhelm Filchner, z którego artykułów zaczerpnęliśmy niejedną wiadomość tu podaną, twierdzi, że obserwacje robione z aparatów lotniczych z wysokości 2000 metrów nie pozwoliły nic rozróżnić na białej powierzchni krainy polarnej; przy locie zniżonym do 1000 metrów obserwator też nie był w stanie rozróżnić, czy biała, niska i równa powierzchnia jest zamarzniętym morzem, czy lądem pokrytym lodową powłoką, jedynie można było odróżnić powierzchnie wyżynowe. Zdjęcia fotograficzne na pewno oddadzą tu wielkie usługi w poznaniu terenu i rozstrzygną niejedną wątpliwość.

Uczeni uważali za konieczne, zanim wyprawa wyruszy do bieguna, założenie szeregu stacyj radiotelegraficznych, wysuniętych mocno w stronę bieguna, aby mogły one podawać wiadomości i odbierać je od lotnika, i z którymi mógłby się lotnik w czasie swej drogi porozumiewać. Kilka takich stacji już istnieje: na Szpicbergu i przy ujściu Jeniseju na wysepce Dikson, mniej na północ wysunięte w Tromsó, w Hamerfeście, w Archangiełsku, na Nowej Ziemi (w Matuszkinym Szarze). Ostrożniejsi uczeni odradzali rozpoczynanie wypraw przed przygotowaniem i zorganizowaniem takich stacyj, przed ukończeniem badań i prób.

Ale czas naglił, wyprawa ta przecież to już nie pełna bezinteresownej idei wyprawa, która pragnie rozwiązać zagadnienie naukowe; to nie tylko rekord podróżników–sportowców, z których każdy chce postawić pierwszy stopę na nie zdobytym dotąd biegunie — dziś podróż powietrzna do bieguna to olbrzymia zdobycz polityczna, ekonomiczna, to zawładnięcie bodaj czasowe ważną placówką komunikacyjną, decydującą o kierunku dróg światowych.

Nie ulega prawie wątpliwości, że w najbliższym czasie biegun północny stanie się krzyżownicą wielkich dróg komunikacji powietrznej wszechświatowej, że ten świat martwy, tajemniczy i pusty, ten świat śniegów i lodów, śpiący snem odwiecznym, ze snu wyrwany zostanie, że nad martwymi i bezludnymi jego przestrzeniami wkrótce w szalonym biegu przelatywać będą olbrzymy powietrzne, unosząc człowieka, który potęgą swej wiedzy zdobędzie ten nie dostępny dotąd świat.

Czyż można się dziwić, że szlachetna ambicja wielkich podróżników pchała ich do możliwie najszybszego urzeczywistnienia tego wiekopomnego odkrycia, związania go ze swoją myślą, swoim czynem i swoją sławą?

A z drugiej strony czyż polityczne potęgi morskie mogą — wobec dzisiejszych stosunków międzynarodowych — być obojętne na to, kto, na jakim statku, pod jaką chorągwią dokona tego odkrycia, kto będzie z niego korzystał?

Roald Amundsen, Norweg, śmiały, nieustraszony badacz świata polarnego, od kilku lat opracowywał plan wyprawy lotniczej do bieguna celem wytknięcia szlaku powietrznego ponad biegunem między Starym i Nowym Światem.

W czasie przygotowań do tej wyprawy Stany Zjednoczone projektowały takąż samą wyprawę na sterowcu Shenondoah, a Ministerium Marynarki o wyprawie tej pisało na początku 1923 roku: „Stany Zjednoczone z niepokojem patrzą na olbrzymie obszary polarne, sąsiadujące z nimi. Obszary te, jeśli nie dokonamy tego jeszcze lata naszej wyprawy powietrznej, zostaną dokładnie sfotografowane i przejęte przez którekolwiek inne państwo.” Wyprawa amerykańska miała na celu zbadanie i przyłączenie do Stanów Zjednoczonych ziem, teoretycznie istniejących i teoretycznie odkrytych przez Amerykanina, zdjęcie planów i fotografii zarówno tych lądów, jak i niezbadanych części Alaski. Przeznaczono na tę wyprawę olbrzymie sumy, ale wypadek, jakiemu uległ Shenondoah — usunął możność urzeczywistnienia w 1923 roku wyprawy.

Uwaga jednak świata skierowana była przede wszystkim na wyprawę, która miała się odbyć pod kierunkiem Amundsena, nazwisko jego nadawało jej znaczenia i budziło zainteresowanie i nadzieje na powodzenie.

Roald Amundsen znany jest całemu cywilizowanemu światu jako śmiały, nieugięty, a przy tym szczęśliwy badacz okolic podbiegunowych. W młodości swojej pracując kilka lat jako prosty członek załogi na statku wielorybniczym (właściwie polującym na foki), zdał egzamin marynarski, otrzymując tytuł kapitana, „mającego prawo kierowania długimi i dalekimi wyprawami”.

Pierwszą jego wyprawą polarną była wyprawa na statku „Belgika” ku Oceanowi Południowemu; wyprawa naukowa, która niejako rozpoczęła badanie tego oceanu i Antarktydy 8. Już w czasie tej wyprawy młody oficer marynarki budził szacunek i zaufanie wśród towarzyszy. Oto co o nim pisze towarzysz podróży A. Dobrowolski: „Znaliśmy go jako młodego nie doświadczonego jeszcze oficera okrętu, wiecznie w sobie zwartego, z wolą zawsze skupioną, nie czyniącego nigdy rzeczy zbytecznej; nie zapominającego o najmniejszym szczególe, wprost niezdolnego popełnić jakiegoś błędu, coś przeoczyć, z czymś się spóźnić lub wyrwać przedwcześnie.”

W 1903 roku Amundsen urzeczywistnia marzenie swego życia: jedzie do bieguna północnego. Wykonuje to w sposób, który zdumiewa wszystkich: jedzie na maleńkim stateczku „Gjoi”, posiadającym motorek naftowy, działający z siłą 13 koni, całą jego załogę stanowi sześciu ludzi. Spędza tak pięć lat wśród lodów podbiegunowych, 4 i pół lata przebija się przez żywioły, które pokonały tylu śmiałych podróżników. Wyprawa ta miała olbrzymie znaczenie dla nauki. Przez dwadzieścia trzy miesiące robiono badania właściwości magnetycznych ziemi, przedsiębiorąc szereg niebezpiecznych wycieczek saniami dla znalezienia bieguna magnetycznego ziemi, po osiągnięciu go przez dziewiętnaście miesięcy prowadzono systematycznie spostrzeżenia magnetyczne i meteorologiczne. Zapoznano się i zżyto z Eskimosami, przy czym Amundsen nauczył się od nich niejednego w sprawach odzieży, budownictwa i polowania podbiegunowego, a z wiadomości tych korzystał niejednokrotnie w czasie następnych wypraw polarnych. W powrotnej drodze przeprowadził swój stateczek wzdłuż północnych brzegów Ameryki, stwierdzając pierwszy raz doświadczalnie istnienie tak zwanego północno-zachodniego przepływu, którego od stu lat poszukiwało tylu badaczy polarnych, a za którego odkrycie admiralicja angielska wyznaczyła olbrzymią nagrodę9.