O panu Aleksandrze Janowskim

Aleksander Janowski

Chodziliście kiedy na wycieczkę z panem Aleksandrem Janowskim? Żal mi tych wszystkich, którzy nigdy pod kierunkiem pana Janowskiego nie zwiedzali kraju. Tak miło z nim wędrować, tak wesoło, tak swobodnie. Wśród obcych towarzyszy, nowych znajomych czujesz się jak wśród starych przyjaciół. Bawisz się, nie wiesz nawet, kiedy nauczyłeś się tylu ciekawych rzeczy. Wiesz jedno, że ci było dobrze, że ziemia, którą widziałeś, jest piękna, choć dotąd nigdy na to nie zwróciłeś uwagi. Pan Janow­ski zapoznał cię z jej geograficznymi właściwościami, na­uczył z pomników i zabytków czytać jej dzieje, nauczył cię czuć jej piękno, nauczył cię znać i kochać tę ziemię.

Ci, którzy nie chodzili z panem Janowskim na wy­cieczki, pewnie słyszeli jego pogadanki o kraju. Wiem już na pewno, jak wielu naszych czytelników ze szkół powszechnych warszawskich słyszało, jak pan Janowski opowiadał dzieciom w Filharmonii o Morzu Bałtyckim, w chwili gdy część brzegów tego morza do Polski została przyłączona. Pamiętacie, jak opowiadał łatwo, ciekawie, z werwą, jakie piękne pokazywał obrazki?

A młodzi czytelnicy nasi, co na wsi mieszkają, nie wi­dzieli pana Janowskiego, pewnie znają, czytali jego książ­ki; Poznaj swój kraj, Pogadanki krajoznawcze, Duch War­szawy, Nasz plac, Jędrek z Honolulu (drukowany w „Pło­myku”). Czytali Miasto (drukowane w „Słońcu”), Nasza ojczyznę. Może podróżowali po kraju z jego przewodnika­mi.

Od p. Janowskiego nie tylko wy, młodzi i mali, uczycie się poznawać kraj, uczył on już krajoznawstwa waszych rodziców, gdy byli młodzi.

Przed 1905 rokiem w Polsce, pod zaborem rosyjskim, nie uczono dzieci w szkole ani geografii Polski, ani historii Polski. Pan Janowski, który nie był ani geografem, ani historykiem, pragnął zapoznać młodzież z ziemią polską, jej dziejami, uczył się sam, czytając książki, zwiedzając okolice kraju, a potem zbierał młodzież szkolną koło sie­bie i wędrował z nią po kraju, pokazywał jej góry, rzeki, miasta, opowiadał to, czego się sam nauczył.

„Wycieczki te dawały młodzieży nie tylko wiadomości z geografii, nie tylko rozrywkę, nie tylko budziły energię, rozwijały siły, przy czym dobrze wpływały na zdrowie, ale gromadka taka, współżyjąc pod okiem drogiego i sza­nowanego przewodnika, uczyła się współżyć z sobą, ale wycieczki takie pozwalały na długie, swobodne rozmowy o wszystkim, co ich obchodziło.

Gdy w 1905 roku, w czasie rewolucji w Rosji, na żą­danie tłumów robotniczych rząd rosyjski musiał zgodzić się na szereg ustępstw od surowych rządów, między in­nymi pozwolił zakładać różne stowarzyszenia, powstało w Warszawie Towarzystwo Krajoznawcze, stowarzyszenie mające ma celu, jak to mówi już sama nazwa, poznanie kraju przez zbiorowe wycieczki, urządzanie odczytów, wy­dawanie książek o kraju, pism dla badania kraju i zapo­znawanie z nim społeczeństwa. Pan Janowski stał się du­szą tego stowarzyszenia. Przez niego urządzane wycieczki były najliczniejsze i udawały się najlepiej. Jego pogadan­ki miały najwięcej słuchaczy, jego książki były najwięcej rozchwytywane.

Przez dwadzieścia pięć lat pracy dla krajoznawstwa poznał on kraj jak mało kto w Polsce. Dziś ci, którzy szukają jakichś wskazówek o kraju, zwracają się często do pana Janowskiego, a on tego, czego się sam nauczył, chętnie uczy innych, nigdy nikomu nie odmawia pomocy. Te dwadzieścia pięć lat pracy wyrobiły w nim poczucie, że szerzenie krajoznawstwa to niby jego obowiązek. Lu­dzie zwracają się do niego często, nieraz przeszkadzają mu w pracy, nie pozwalają wypocząć. On nie tylko nie od­mawia pomocy, ale jeszcze uśmiecha się do tych obcych ludzi, jak do przyjaciela, któremu rad jest oddać przy­sługę, bo go bardzo lubi.

Uśmiecha się do interesantów, towarzyszy pracy, do towarzyszy wycieczek, do słuchaczy, daje im żądane wia­domości, żart serdeczny, uśmiech przyjacielski.

Myślałam nieraz, patrząc na pana Janowskiego, czy życie mu się tak wiedzie szczęśliwie, że jest zawsze we­soły, czy może, choć ma zmartwienie, choć w duszy mu smutno, uśmiecha się do ludzi, aby ludziom było wesoło. Myślałam o tym nieraz, patrząc na niego. Dziś sądzę, że może nie zawsze w życiu mu się wiodło, ale uśmiech ten to zadowolenie z życia pożytecznego, z życia, w którym szedł, dając ludziom serdeczne, braterskie uczucie, ale i biorąc w zamian od ludzi serdeczne przywiązanie.

Bo pan Aleksander Janowski czuć musi, że miły i drogi jest wszystkim, którzy się z nim zetknęli osobiście lub przez książkę.

Dziś, gdy minęło dwadzieścia pięć lat jego pracy kra­joznawczej i społecznej, gdy Towarzystwo Krajoznawcze rocznicę tę obchodzi, chciałabym w imieniu czytelników i pracowników „W słońcu”, nie tylko przesłać mu podzię­kowanie za to, co zrobił dla młodzieży polskiej, ale na podziękowanie życzyć mu, aby zawsze z tym samym uśmiechem szedł wśród ludzi, którzy nawzajem najser­deczniej do niego się uśmiechają.