W 1814 roku zjeżdża Jachowicz do Lwowa. Tu musi w liceum przygotować się do uniwersytetu (bo gimnazjum stanisławowskie nie miało najwyższych klas), a w 1815 roku dostaje się do uniwersytetu. Nauki na uniwersytecie lwowskim stały wtedy nie bardzo wysoko. Uniwersytet ten zamknięty był przez lat kilka z rozporządzenia władz austriackich, otwarty został znów w 1815. Rząd zaprosił na profesorów prawie samych Niemców, przy czym ludzi odznaczających się wiedzą, talentami zatrzymywał w uniwersytetach niemieckich, do Galicji wysyłając mniej dobrych profesorów. Chociaż słuchaczami w olbrzymiej większości byli Polacy i Rusini, wykłady odbywały się po niemiecku lub po łacinie. Obyczaje na uniwersytecie były surowe, co pół roku egzamina bardzo ostre i trudne, po każdym prawie egzaminie liczba studentów malała, wielu nie mogło zdać egzaminu, „ścinało się”. Był jednak wśród grona profesorów jeden bardzo przez młodzież lubiany i szanowany, był to profesor historii powszechnej, Szwajcar Mauss. Nie znał on języka polskiego, mówił po niemiecku, ale mąż światły, prawy, okazywał młodzieży polskiej wiele życzliwości. Mówił pięknie, gorąco, a przy tym mówił rzeczy, które tę młodzież bardzo interesowały; toteż na wykładach profesora Maussa liczba słuchaczy była bardzo wielka, przechodziła czasem pięćset.
Oto jak o tych wykładach wierszem opowiada jeden z kolegów Jachowicza:
Czyli pamiętasz w Krakowskiej ulicy,
Tłumy znad Sanu, Dniestru i Bystrzycy
Słuchają w ciszy, jakby na pustyni,
Mówcę dzielnego wśród nauk świątyni.
Oto Mauss stoi na dziejów katedrze,
Uczy, że światło maskę fałszu zetrze.
Pochodnią dziejów wyjaśnia powody,
Czym się wznosiły, czym padły narody.
I wylicza poeta, jak z ust Maussa słyszeli o życiu wielkich mędrców starożytnych: greckich i rzymskich (Solonie, Likurgu, Demostenesie, Cyceronie), jak mówił im o znaczeniu Gutenberga, wielkich filozofów nowych czasów (Rousseau), poetów (Szekspira), fizyków (Newtona), wreszcie o „dążeniach Franklina” (do oswobodzenia Stanów Zjednoczonych w Ameryce z niewoli angielskiej), o rządach Waszyngtona, który w Ameryce dążył do zaprowadzenia sprawiedliwych urządzeń.
Jachowicz na wykłady Maussa chodził, uczył się od niego wiele, a ta cześć dla wielkich, bezkrwawych bohaterów, co świat prowadzili do cywilizacji, sprawiedliwości, cześć, którą profesor głosił, w sercu Jachowicza znajdowała oddźwięk. Profesora Maussa czcił, szanował, a skończywszy uniwersytet, przez wiele lat pisywał do niego.
Na uniwersytecie lwowskim poznał też Jachowicz dzieła wielkich poetów niemieckich, żyjących wówczas — Schillera i Goethego. Poezjami ich zachwycał się, radził w listach dawnym kolegom czytanie zwłaszcza Schillera.
O polskich dziejach, o polskich książkach nikt tej młodzieży na uniwersytecie nie opowiadał.
Studenci, po skończonych godzinach wykładów, chodzili do biblioteki, która była przy uniwersytecie, aby czytać, to jest uczyć się dalej samym, ale w bibliotece tej książek polskich prawie nie było. Czytano książki francuskie i niemieckie. We Lwowie polskich książek wtedy prawie nie drukowano, cenzor austriacki mało książek pozwolił drukować; z Warszawy zaś (gdzie w tych czasach, przy względnej swobodzie, wiele książek pisano i drukowano) rząd austriacki książek nie dopuszczał do Galicji.
Nie było książek polskich oprócz kalendarza,
Modlitew, katechizmów i elementarza.
A od tych, co się lęgły w Wrocławiu u Korna,
Odstraszyła młódź chętną cena ich potworna.
Gazeta polska wychodziła we Lwowie jedna tylko dwa razy na tydzień, ale i w tej gazecie o wielu sprawach, które ludzi najwięcej interesowały, cenzor pisać nie pozwalał.
Z językiem polskim, z poezją polską spotykała się młodzież polska tylko w teatrze.
Co prawda, w 1804 roku rząd austriacki kazał zamknąć teatr polski we Lwowie, a budynek teatralny oddano niemieckim aktorom. Ale po latach sześciu, w 1810 roku, udało się wielkiemu polskiemu aktorowi i poecie, Janowi Nepomucenowi Kamińskiemu, dostać pozwolenie na urządzenie polskiego teatru. Niełatwa to była rzecz. Na urządzenie teatru zwykle rząd daje budynek i pewną pomoc pieniężną. Kamiński budynek teatralny musiał wynajmować od właściciela teatru niemieckiego; za wysoką sumę dostawał salę na dwa przedstawienia tygodniowo; sam za własne pieniądze musiał sprawić dekoracje, ubrania dla aktorów, wreszcie opłacić aktorów; ceny zaś biletów musiały być niskie, bo niemiecki teatr we Lwowie był bardzo tani.
Ale Kamiński, wielki miłośnik teatru, języka i piśmiennictwa ojczystego, wszystkie trudności umiał zwalczyć i dał Polakom galicyjskim teatr nie tylko polski z języka, ale polski z ducha. Przemawiał do publiczności ze sceny teatralnej o tym, co naród kochał, co go bolało lub cieszyło, gorącym słowem budził uczucia uśpione: miłość do mowy ojczystej, do kraju rodzinnego, pragnienie swobody, uwielbienie dla cnót i czynów bohaterskich — poruszał sprawę doli ludu, zwłaszcza ludu wiejskiego, stosunku innych klas do chłopa. Wyszukiwał odpowiednie sztuki wśród dawniejszych utworów polskich, tłumaczył z obcych języków, wreszcie pisał sam sztuki lub wiersze, które ze sceny wygłaszał. Swoją pracę aktora i dyrektora teatru uważał za pracę obywatela, nauczyciela narodu: bo jak w wierszu swoim mówił:
Scena zabawą nie była dla gminu
Ani była wiechą podłego rzemiosła,
Ona ze skały skry biła do czynu,
Maską tłum wabiła, aby go podniosła…
Teatr, według Kamińskiego, musi odbijać, oddawać to, co naród czuje:
Rozmawia scena z sercem narodu,
Jeden tam węzeł dwie dusze kojarzy,
Co jedna czuje, druga ma na twarzy.
Z radością i wzruszeniem słuchała publiczność lwowska polskich pieśni i deklamacji, oglądała na scenie Mazura z drelichmi, Krakowiaków, górali, wielkich mężów polskich: Kazimierza Wielkiego, Zygmunta Augusta, Sobieskiego itd. Mury teatru drżały od oklasków, łamały się ławki pod natłoczoną publicznością. Młodzież uniwersytecka zajmowała wszystkie tańsze miejsca, poznając w teatrze Kamińskiego — literaturę polską. Jachowicz był wielbicielem tego teatru, bywał w nim często — pozostał w jego papierach spis sztuk, które widział w teatrze Kamińskiego — przez lat trzy poznał pięćdziesiąt dziewięć sztuk. Kamiński był dla tej młodzieży polskiej, pozbawionej nauki języka ojczystego i historii ojczystej, nauczycielem. W jednym z wierszy woła do nich gorąco:
Ucz się ojców twych języka,
On myśl każdą wydać zdolny,
Gnie się, dźwięczy, grzmi, przenika,
Jasny, śmiały, bo jest wolny.
Swym dźwiękiem jawi boskie cudy,
Ono w myśl wnika błyskawicy strzałem,
Ono łączyć może w naród rozstrzelone ludy,
Ono da sposób rozlicznej nauki,
Nim ojce z grobu wołają na wnuki.