Tadeusz Kościuszko – cz.7 – Powstanie Kościuszkowskie c.d.

Tadeusz Kościuszko 7

W ślad za Warszawą i Wilnem poszły inne miasta i ziemie, a wszędzie naród powstający do walki z najazdem moskiewskim Kościuszkę ogłaszał swym wodzem i naczelnikiem.

Położenie tego naczelnika było trudne. Wojska było mało, nie było broni, pieniędzy. Zbierał tedy oddziały, musztrował je, pisał setki listów, odezw, wołał o podatki, o broń, o ludzi.

Wiedział, że trudno było wtedy w Polsce postawić sto tysięcy wojska, ale łatwo można było uzbroić w kosy trzysta tysięcy ludzi. W wiejskim ludzie pokładał największe nadzieje. Dla wzbudzenia w tym ludzie ufności „dnie całe trawił z tymi świeżo przybranymi kolegami swymi”.

W poczuciu sprawiedliwości pragnął Kościuszko znieść pańszczyznę, dać włościanom ziemię na własność, ale nie był mocen takiej zmiany zarządzić.

Wołał jednak do panów polskich, aby pamiętali, że trzeba, aby lud czuł, że bijąc się przeciw nieprzyjacielowi, znajdzie w tym polepszenie losu swego, że los jego nierównie będzie szczęśliwszy w uratowanej z niewoli Polsce, niż gdy w niej obcy przewodzić będą.

Nie mając mocy oddać chłopom ziemi, nadać wszystkim ludziom równych praw, starał się Kościuszko chociaż częściowo ulżyć doli chłopskiej. Dnia 7 maja z obozu pod Połańcem — ogłosił wszystkim (uniwersał):

1) że lud wiejski pozostaje pod opieką rządu krajowego, który krzywdzić włościan nie pozwala,
2) że każdy włościanin jest wolny, to jest może się przenieść, gdzie chce,
3) że kto odrabiał pańszczyznę, ma mu być ona do połowy zmniejszona, to jest, zamiast dwa dni w tygodniu, robić będzie jeden; takie ulgi mają trwać przez czas powstania, aż nowy rząd polski stałych urządzeń nie wprowadzi.
4) Kto poszedł do powstania, rodzina jego zwolnioną będzie od pańszczyzny, a gospodarstwem jego, aby nie upadło, opiekować się będą władze miejscowe.

To nadanie chłopom wolności przenoszenia się z miejsca na miejsce, opieka rządu nad chłopem i jego dobytkiem były to na owe czasy wielkie dobrodziejstwa. Pamiętajmy, że w tym czasie tylko we Francji lud miał ziemię i swobodę, nie dostał jej jednak, lecz zdobył je sobie krwawymi walkami w czasie tak zwanej wielkiej rewolucji.
W tym samym czasie Kościuszko, nie mogąc sam zajmować się wszystkimi sprawami, wybrał ludzi, którzy mieli rządzić: Radę Najwyższą Narodową, a wezwał do niej nie tylko możnych panów, lecz i ubogich szlachciców,, mieszczan, kupców i rzemieślników, wybierał nie podług; bogactw i znaczenia, lecz szukał cnotliwych, którzy do praw narodu i praw ludu przywiązani byli, którzy w czasie nieszczęść Ojczyzny najwięcej dla niej ucierpieli. Po ustanowieniu tego rządu rozpoczął Kościuszko kroki wojenne.

A położenie jego było trudne. Prusacy zajęli Kraków, a połączywszy się z armią rosyjską, spieszyli ku Warszawie, aby zająć stolicę. Ale Kościuszko wyprzedził wojska nieprzyjacielskie. W pierwszych dniach lipca stanął pod Warszawą, ściągając ku niej swe oddziały. Wojsko było nieliczne, zaledwie dwadzieścia sześć tysięcy, a w tym do dziesięciu tysięcy nowego rekruta, ale lud spieszył ku pomocy. Już od kilku tygodni „bogaty zapominał o wygodach, wysoko urodzony o swym pochodzeniu, starcy, dzieci, młodzież, matki, panowie, słudzy, przekupki, panie przebrane w suknie z szarego płótna, wszyscy spieszyli z rydlami, łopatami, taczkami sypać wały”. Wokół brzmiała pieśń:

Pókiż, Polaku, zgnuśniały,
Rozłączony z braćmi twymi,
Bez sił, bez rządu, bez chwały,
Będziesz więźniem w swojej ziemi?

Pókiż damy się ciemiężyć?
Dalej, bracia, do oręża!
Kto chce umrzeć lub zwyciężyć,
Ten zawsze prawie zwycięża.

Wy mieszkańcy jednej ziemi,
Których przesądy dzieliły,
Ośmielcie się być wolnymi
I poznajcie wasze siły.
Ratujcie naród w potrzebie.
Wszyscy bez różnicy stanów,
Biliśmy się dość za panów,
Bijmy się teraz za siebie.

Oto Kościuszko przewodzi.
Wojska i ludu kochanie,
Idź za nim, ochocza młodzi,
A jeszcze Polska powstanie.

Tysiące młodzieży warszawskiej porywało za oręż i stawało w szeregach (dziewięć tysięcy), dzieci ulic warszawskich zbierały pociski nieprzyjacielskie.

Kościuszko sam stał obozem w Mokotowie (obok generał Dąbrowski, Zajączek bronił Czystego, książę Józef Poniatowski — Wawrzyszewa i Powązek), W obozie Kościuszki stali grenadierzy krakowscy z piękną chorągwią, na której obok kos był snop zboża i napis: „Żywię. Bronię.”

Dnia 13 lipca wojska nieprzyjacielskie otoczyły Warszawę i rozpoczęły oblężenie. Leciał na miasto deszcz kul i i bomb, szturm trwał siedem tygodni, ale obrona była dzielna, a duszą tej obrony Tadeusz Kościuszko w swej i szarej sukmanie, podobnej do chłopskiej siermięgi, dniem i nocą czynny, zdawał się być wszędzie, wszystkiego ręką własną dotykać.
Nareszcie nocą 5—6 września król pruski odstąpił od Warszawy. Ludność stolicy chciała uroczyście uczcić oswobodziciela miasta, lecz naczelnik zawsze skromny, unikający hołdów, nie zgodził się na żadne uroczystości. Obrońca Warszawy w ten dzień zwycięstwa pozwolił sobie pierwszy raz po siedmiu tygodniach rozebrany przespać się w łóżku. W kilka dni potem Najwyższa Rada Narodowa doręczyła mu szablę z napisem: „Ojczyzna obrońcy swemu.”

Zaledwie w dwa tygodnie po cofnięciu się wojsk nieprzyjacielskich spod Warszawy wkroczyła do Polski nowa armia rosyjska pod wodzą okrutnego, ale bardzo dzielnego wodza Suworowa. Na czele 18 000 wojska z 80 armatami przeszedł on szybko przez Litwę, rozbił wojska polskie nad Bugiem. Wiadomości te tłumiły radość z oswobodzenia Warszawy. Kościuszko postanowił nie dopuścić do połączenia się Suworowa z wojskami Rosyjskimi, stojącymi w Polsce, nakazał tedy zbierać się wojskom swoim pod Maciejowicami, leżącymi między Wisłą a Bugiem, bliżej jednak Wisły. Sam wódz przebiegał szybkim ruchem pozycje wojsk polskich, biegał ku Litwie, do Grodna, wracał wydać zarządzenia w Warszawie, wreszcie 6 października wyjechał konno z Mokotowa (sam, z Niemcewiczem); pędząc galopem, zmieniając konie chłopskie, stanął pod Maciejowicami, wśród małej swej armii siedmio tysięcznej, oczekiwał posiłków. Zanim jednak te posiłki nadciągnęły, o godzinie 5 rano dnia 10 października zagrały armaty rosyjskie. Armie rosyjskie zdołały się połączyć i z dwóch stron uderzyły na obóz polski. Przez trzy godziny trwała walka straszna, krwawa. Naczelnik przebiegał wciąż linię bojową, krzepił swoich, zachęcał do wytrwania, chcąc przedłużyć bohaterską walkę, obiecywał nadejście posiłków. Ale posiłki nie nadchodziły, siły żołnierza mdlały, brakło amunicji, a atak jazdy rosyjskiej na tyły wojska wywołał zamęt. Nie było już ratunku. Wojsko polskie otoczone było pierścieniem moskiewskich szeregów. Rozpoczęła się rzeź. Kościuszko usiłuje jeszcze przerwać front. Na próżno. Okrytego już ranami, żołnierz rosyjski cięciem w głowę pozbawia zmysłów. Bez sił, bez czucia, w swej chłopskiej sukmanie padł naczelnik na pobojowisko, brocząc ziemię krwią.

Do zamku maciejowickiego zajętego przez Rosjan sprowadzono jeńców polskich i cały sztab, około godziny 5 po południu wniesiono nieprzytomnego Kościuszkę.