Wycieczki do Warszawy lat temu czterdzieści

Warszawa przed 1939

Przeszło dwadzieścia lat byłam w Warszawie przewodnikiem wiejskich turystów. Jakże inaczej przedstawiało się wtedy nam, działaczom oświatowym, zagadnienie turystyki. Zwiedzanie miasta odgrywało w naszej pracy rolę ważkiego czynnika oświatowego, kulturalnego, społecznego i politycznego.

Mieszkając w Warszawie, małe mieliśmy możności stykania się z ludnością wiejską, stanowiącą cel i główny obiekt naszych wysiłków i pracy.

Zachęcano chłopów do przyjazdu do Warszawy, ale względy polityczne nie pozwalały nadawać tym przyjazdom charakteru masowego. Dla zabezpieczenia gości od nadzoru policyjnego organizowaliśmy więc kilkudniowe kursa ogrodnicze czy rolnicze, gotowania i porządków domowych dla kobiet, raz nawet reperowania i szycia. Pierwszy za mojej pamięci wielki (plus minus 250 ludzi liczący) zjazd chłopski w Warszawie zorganizowany był na odsłonięcie pomnika Mickiewicza.

Dla ułatwienia naszym gościom pobytu w Warszawie założyliśmy gospodę na Nowym Mieście; w sklepie od frontu była herbaciarnia dla przyjeżdżających na targ (to przedsięwzięcie nie udało się zupełnie). Za sklepem izba gościnna, gdzie przyjezdni znajdowali tani nocleg, a gdzie na dłużej zatrzymywali się Kurpie i Sieradzanie, handlujący w mieście wyrobami tkackimi.

W planowaniu wycieczek miejskich kierowaliśmy się względami ideowymi; turystyka służyła celom kształcącym, ideowym i politycznym. Przy pokazywaniu pamiątek historycznych uwzględnialiśmy przede wszystkim takie, w których treść ideowa momentu historycznego była nam bliska.

Wyobrażam sobie, że wyniki naukowe naszych wysiłków były bardzo drobne, nie odpowiadały naszym zamierzeniom. To wszystko prawda, ale sądzę, że wycieczki po Warszawie grały rolę poważnego bodźca umysłowego, budziły szersze zainteresowania, stwarzały marzenia o poznaniu innego świata niż ciasny „wsiowy świat”, odrywały chłopa od życia własnych tylko interesów codziennych. Dla nas były nawiązaniem silniejszego kontaktu osobistego ze wsią, ułatwiały dalszą, systematyczną pracę oświatową.

Na Starym Mieście zatrzymywaliśmy się zazwyczaj koło nie istniejącej dziś fontanny i zaczynaliśmy od trywialnego i prostego wierszyka: „Na Starym Mieście przy wodotrysku generał Trepów dostał po pysku”, a dalej szła opowieść o manifestacjach 1861—62 roku i sprawie chłopskiej w okresie przed powstaniami.

W kościele farnym mówiliśmy o dwóch zwłaszcza faktach: Konstytucji 3 Maja, Sejmie Czteroletnim i reformach społecznych XVIII wieku (portret Dekerta, nagrobek Małachowskiego i innych) oraz o przysiędze Aleksandra I na Konstytucję, punkt wyjścia dla opowiadania o stosunku z Rosją carską. Inteligentniejszym grupom można było nawet streszczać z Kordiana spiskowe zebrania w podziemiach katedry. Obok tego wyzyskiwano bytność u fary dla takich celów, jak zapoznawanie ze stylem (architektura ostrołukowa, rzeźby renesansowe: Chrystus w kaplicy i płaskorzeźba kanonika ze Strzelna porównywane z klasyczną figurą Małachowskiego). Uważne oglądanie rzeźb pozwalały tłumaczyć nagrobki; ze strojów, uczesania, gustu można było odczytać wiek, w jakim powstały, dawały pewne wiadomości o zmarłym itp. Wpływ rewolucji francuskiej na pomniku Dekerta (strój, w napisie obojętność religijna, bez krzyża, bez „śp.”), porównywano z bigoterią XVII wieku (nagrobek Kazanowskiego). Z powodu kaplicy literackiej mówiliśmy o umiejętności czytania, popieranej lub tłumionej przez władze (pod caratem) itd. W okresie wzmożonego antysemityzmu pokazywaliśmy przyjezdnym synagogę (z zewnątrz) z tablicą 10 przykazań, które uważamy za obowiązujące nas prawo moralne. Przechodząc obok kościoła Św. Krzyża mówiliśmy o pogromie żydowskim, opisanym przez Konopnicką. Na Powązkach pokazywaliśmy grób E. Czabana, który w testamencie majątek swój rozdzielił między obywateli chrześcijan i żydów.

W kościele kalwińskim oglądaliśmy pomnik Reja, pierwszego pisarza polskiego (wywoływało to wielkie zdumienie).

Do ulubionych przeze mnie wycieczek należała wycieczka na Wolę: dostarczała ona najwięcej i najróżnorodniejszego materiału, pozwalała nieraz zetknąć się z życiem robotniczym w Warszawie — chłopom z robotnikami.

Tłumaczenie nazwy „Wola” — tak pospolitej na całym terenie Polski — zaczynało zazwyczaj wycieczkę. Położenie na zachodnim krańcu Warszawy, gdzie z dawna istniała wycięta w puszczy droga na zachód — stosunki z tym zachodem: wojenne, handlowe i kulturalne. Warunki geograficzne tego przedmieścia, położonego na wysokim krańcu wyżynnym — wyniosłość wystawiona na silne wiatry zachodnie — w związku z tym szereg wiatraków, których kilka jeszcze w końcu XIX wieku spotykało się jako pozostałości (Młynarska ulica). Grunt gliniasty — cegielnie i trwałość wałów glinianych (w przeciwieństwie na Bródnie piaski zasypują cmentarz, mogiły rozsypują się, fabryka szkła w Targówku).

Wspomnienia historyczne: obrona Warszawy od najść zachodnich (1794—1914 r.). Oglądaliśmy wały, kościółek (cerkiew), w którego murach tkwi przeszło 60 kul, wewnątrz świątynia zdobna w trofea wojenne: lichtarze,, świeczniki z kul, sztyków, luf armatnich, więcej mówi niż słowa wyryte na spiżowych tablicach, wmurowanych w ściany (o miatieże goroda Warszawy). Z daleka widać było kolumnę triumfalną, postawioną przez Paskiewicza (dziś jej nie ma).

Cicho, uroczyście brzmiała czytana lub mówiona Reduta Ordona. Mocno brzmiały te słowa, których mówić zabroniono, a jednak mówiliśmy je.

A potem oglądaliśmy setki mogiłek bezimiennych (nie było nazwisk, tylko data śmierci), smutne mogiły żołnierzy rosyjskich, zaginanych do Warszawy rozkazem carskim — nie pozostawało po nich żadnego śladu.

Na wiosnę ubocznie pokazywaliśmy kwitnące sady, leżące pod stolicą na Czystem. (Dziś miasto tu wtargnęło i zajęło wszystkie tereny.)

Naukę nie urbanistyczną, ale społeczną dawało zestawienie obrazu: miejskiego centrum, które przed chwilą rzuciliśmy, z tą dzielnicą, proletariackim przedmieściem. Wyzyskiwaliśmy to zawsze.

Fabryki na Woli dawały sposobność do opowiadania o przemyśle wielkim, o robotnikach, ich warunkach życia, o ruchu robotniczym. Wola — czerwona Wola — dostarczała tak często, niespodzianie obrazów z życia robotniczego.

Raz zobaczyliśmy masówkę przy wyjściu robotników z fabryki Pulsa. Innym razem, gdy zatrzymaliśmy się przy cegielni, aby ją obejrzeć, trafiliśmy na strajk. Była to lekcja społeczna, lekcja o walce klasowej i jej formach i broni. Często później, zwiedzając cegielnię, opowiadałam o tym strajku.