Ze wspomnień osobistych o Stefanie Żeromskim

Stefan Żeromski

Zima 1906 r., zima już porewolucyjna przyniósłszy trochę swobód, była okresem żywszej pracy oświatowej w całym kraju. Żeromski ze względu na chorobę mieszkał w Nałęczowie. Jednego dnia zastałam w mieszkaniu swoim kartkę — zapraszającą mnie na niedzielę do Nałęczowa. Kartka była napisana przez Żeromskiego — chciał, abym wykładała w urządzonym przez Niego Uniwersytecie Ludowym w Nałęczowie. Pojechałam. I znów pamiętam dobrze, jak całe otoczenie Stefana Żeromskiego drżało o Niego, o Jego zdrowie, gdy w śnieżną zawieję jechaliśmy sankami za Nałęczów do Tałuby, do starej budy, podobno dawnej owczarni, gdzie w strasznym zaduchu (buda natłoczona słuchaczami, ludźmi w mokrych kożuchach i chustach), nad kopcącą, gorącą lampką latarni czarnoksięskiej, sam przesuwał obrazki, ilustrujące moje odczyty.

W Nałęczowie, na wezwanie Żeromskiego, byłam jeszcze raz, już w pięknej porze letniej 1907 roku. Było to na otwarciu wykładów dla nauczycieli ludowych. Urządzeniem tych kursów zajmował się Żeromski, uważając, iż jeśli chcemy, aby w ciężkich warunkach carskich polski nauczyciel ludowy mógł uczyć, należy mu pomóc, nauczyć go tego, czego seminarium rosyjskie nie uczyło. Wykłady języka polskiego i tak zwanych polskich przedmiotów odbywały się w miejscowej ochronce. Ale co to była za ochrona? Była ona dziełem wysiłków i myśli Żeromskiego 4. Dziecku wiejskiemu chciał dać to, na co było stać polską ¡kulturę, chciał, aby to dziecko korzystało z niej, bo miało prawo z niej korzystać. Żeromski zebrał fundusze, zachęcił przyjaciela swego, budowniczego, artystę S. Witkiewicza do postawienia pięknego budynku, młodego malarza Młodzianowskiego prosił o namalowanie fryzu. Sądzę, że w całej Polsce nie ma ochrony tak pięknej, jak ochrona Żeromskiego w Nałęczowie, choć dom Żeromskich w Nałęczowie był prostą chatą. Mieszkając w Nałęczowie, Żeromski nie tylko korzystał z powietrza i piękna tej miejscowości, lecz przyniósł jej w ofierze swą pracę, wysiłki, stworzył w niej w tym okresie (łącznie z innymi pracownikami ideowymi) ważną placówkę oświatową (Kółko Towarzystwa „Światło”).

Rewolucja minęła, i rząd zaczął straszne prześladowania tych, którzy w rewolucji brali udział. Wszystkie więzienia w Polsce były przepełnione więźniami, którym groziło wieloletnie ciężkie więzienie, zesłanie na Sybir, a często i kara śmierci. Zamek Lubelski pełen był takich więźniów, wielu z nich oczekiwało wyroku śmierci. Pewnego dnia doszła do nas do Warszawy wieść, iż więźniowie z Zamku Lubelskiego uciekli. Jak? Co ze sobą zrobili? Gdzie się ukrywali? Nikt nie wiedział. Później dopiero dowiedzieliśmy się, że w ucieczce tej, przechowywaniu tych więźniów brał udział Stefan Żeromski.

W 1907 roku zaaresztowano Żeromskiego. Stan jego zdrowia był wówczas bardzo ciężki. Władze rosyjskie bały się, że śmierć w więzieniu znanego już w Europie pisarza może wywołać oburzenie całego cywilizowanego świata. Po kilku dniach wypuszczono go z więzienia. Ale te kilka dni przeżytych w więzieniu ukazały oczom Żeromskiego niedolę i nędzę więźnia politycznego. Żeromski wobec obrazów takich nie poprzestawał na słowach, szukał czynu. W jego tece autorskiej leżał nie drukowany jeszcze rękopis. Mógł go sprzedać, dostać poważny fundusz tak potrzebny mu w chwili, gdy trzeba było kraj opuścić i iść na emigrację. Żeromski jednak nie zawahał się ofiarować rękopisu Słowa o bandosie Towarzystwu Pomocy dla Więźniów Politycznych. Rękopis ten wydany został kosztem innego byłego więźnia, a książka rozsprzedana przyniosła niemałą korzyść Towarzystwu Opieki nad Więźniami.

Hojnym i ofiarnym był Żeromski niezwykle4. Na jesieni 1913 roku zakładaliśmy w Warszawie pismo dla młodzieży „Z bliska i z daleka”. Pragnęliśmy w piśmie tym podawać tylko rzeczy piękne, utwory pierwszorzędnej wartości. Zwróciliśmy się z prośbą o współpracę do różnych pisarzy polskich. Żeromski dał do pierwszego numeru naszego pisma urywek z niedrukowanego jeszcze utworu Wszystko i nic, opisujący wyjazd chłopca ¡do szkół, pożegnanie z koniem. W kilka miesięcy potem dał urywek z nie drukowanego nigdzie opisu śnieżycy. Był już wtedy wielkim pisarzem, utwory jego płacono bardzo wysoko, był człowiekiem niezamożnym,, jednak nie wahał się, gdy chodziło o pismo dla młodzieży, dla szkół, dać w ofierze prace swoje dostępne dla młodego wieku czytelników.

Spotkałam się z Żeromskim raz jeszcze w momencie, gdy w wolnej już Polsce pewna grupa obywateli polskich dotknięta do żywego krzywdą żołnierzy żydowskich — usuniętych z wojska i zamkniętych w obozie w Jabłonnie — pragnęła, aby przedstawiciele społeczeństwa polskiego wobec władz wojskowych ujęli się za współobywatelami Żydami. Chodziło o głos ludzi, z którymi w społeczeństwie polskim wszyscy się liczą. Poszłam do Żeromskiego. Nie wahając się, położył swój podpis, jeden z pierwszych na proteście5.

Dlaczego wam to opowiadam? Wszak to moje własne przeżycia. Moje, nie moje. To nie przypadek, że w pracach bardzo różnorodnych spotykałam tylokrotnie Stefana Żeromskiego. W pracach takich spotykałam Go nie tylko ja, spotykał Go każdy z nas, kto w pracy społecznej brał udział. Wielki pisarz nie ograniczał swego życia, swej służby obywatelskiej tylko do twórczości piśmienniczej. Brał czynny udział w życiu społeczeństwa, w każdej dziedzinie jego życia, stawał do walki z każdą krzywdą, każdej niedoli chciał nieść pomoc czynną, w każdej społecznej działalności brać udział. Był wielkim pisarzem i wielkim obywatelem.