W Warszawie przy ulicy Czerniakowskiej jest wielki dom wychowawczy. Mówię „wielki”, bo wychowuje się w nim wiele bardzo dzieci, przeszło czterysta. Są to przeważnie sieroty. Przywieziono je tu z różnych stron kraju. Są tam chłopcy duzi, mali i średni. Są dziewczynki duże, małe i średnie.
Dziećmi tymi zajmują się wychowawczynie i wychowawcy. Jedni myślą o ich jedzeniu, inni o ich ubraniu, inni jeszcze o ich nauce, bo przy zakładzie jest szkoła, jeszcze inni o chorych dzieciach: leczą je, pielęgnują. Wychowawcy podzielili między siebie zajęcia, ale w takim dużym zakładzie musi być ktoś, kto o wszystkim wie, stara się wszystkim kierować — kierownik.
Od roku przeszło w domu przy ulicy Czerniakowskiej była nowa kierowniczka: mała, siwiuteńka staruszka, która do wszystkich dzieci uśmiechała się tak mile, jak babcia rodzona, nazwały ją też dzieci „Babunią”.
Babunia z Czerniakowskiej ulicy nazywała się naprawdę Maria Młodowska. Nie miała nigdy swoich własnych dzieci, ale wnucząt miała w całym kraju bardzo dużo; nie dziesiątki wnuków, nie setki, ale wiele, wiele tysięcy wnucząt.
Bo pomyślcie, przez lat trzydzieści wychowywała dzieci, małe, malutkie, te, co do ochron chodzą. Ilu dzieciom dała wychowanie, naukę, opiekę? Najpierw w Warszawie, potem na Kujawach, we wsi, co się nazywa: Brzezie. Pracując tyle lat w ochronce, poznała dobrze dzieci, rozumiała, co dzieci myślą, co czują, toteż uproszono ją, aby przeniosła się znów do Warszawy i uczyła młode nauczycielki, jak pracować w ochronach. Była więc przez lat kilka kierowniczką szkoły dla ochroniarek.
Gdy podczas wojny tyle dzieci zostało osieroconych „Babunia Młodowska” przede wszystkim o te osierocone dzieci się zatroszczyła, przestała pracować w szkole dla ochroniarek, a zaopiekowała się domami wychowawczymi dla sierot. Zwiedzała takie domy, radziła z kierownikami, co w tych domach dzieciom potrzeba.
Wreszcie zamieszkała w domu wychowawczym przy ulicy Czerniakowskiej i tam pracowała nad wychowaniem sierot, które w tym domu wychowują się. Nie tylko oddawała tym dzieciom swój czas, swoje siły, ale i pieniądze, jakie dostawała za swoją pracę, wydawała na potrzeby tych dzieci. Gdy nie było w zakładzie szkoły, przez trzy miesiące opłacała nauczycielki, aby dzieci mogły się uczyć.
Dnia 30 grudnia z domu tego wyjechała, miała się przenieść do innego, gdy nagle zachorowała na tyfus i w ciągu dziewięciu dni umarła.
Pochowano ją w Warszawie na Powązkach. Aby pożegnać ją na grobie, zebrało się bardzo, bardzo dużo ludzi. Byli tam jej koledzy, jej dawne uczennice, ale najwięcej dzieci z domów wychowawczych — one przede wszystkim przyszły pożegnać swoją opiekunkę, przyjaciółkę… swoją Babunię.
Najmłodszych dziewczynek z domu przy ulicy Czerniakowskiej nie zabrano na pogrzeb, była pogoda straszna, daleko bardzo, a dzieci były niezdrowe.
Dziewczynki te napisały tylko w swojej gazetce pożegnanie dla Babuni.
Z GAZETKI NAJMŁODSZYCH DZIEWCZYNEK Z DOMU WYCHOWAWCZEGO PRZY ULICY CZERNIAKOWSKIEJ
Dnia 2 stycznia. Smutek. Babunia nasza kochana wyjechała. Wszystkie dziewczynki okropnie płakały, bo miały czego. Babunia taka dobra, jak złoty anioł z nieba. Jak wyjeżdżałana bryczce, to wszystkie dzieci krzyczały: „Niech żyje Babunia!”, a Babunia chusteczką łzy obcierała.
Dnia 11—12 stycznia w nocy o godz. 12 zmarła NASZA UKOCHANA BABUNIA MARIA MŁODOWSKA zostawiając w wielkim smutku
Wnuczki
Dnia 13 stycznia, kochane nasze dziewczynki, myśmy miały pisać do Babuni listy, ale nie wiedziałyśmy, jaki adres, więc nie napisałyśmy. Ale Babunia nie doczekała tych listów. Przeminęły dobre czasy, kiedy Babunia nasza ukochana jeszcze żyła. Przypominacie sobie dziewczynki, jak to było przyjemnie przy Wigilii Bożego Narodzenia z naszą ukochaną Babunią. Jak to świeczki zapłonęły uroczym blaskiem na choince (Babunia ją ubierała), nasza Babunia dzieliła się z nami opłatkiem. Było to ostatnie Boże Narodzenie, kiedyśmy się dzielili z nią opłatkiem; oglądaliśmy naszą Babunię żywą jeszcze i zdrową. Na drugie Boże Narodzenie już nie będziemy widzieli naszej Babuni, bo będzie spoczywała w grobie…
Dnia 15 stycznia. Któż posłucha naszą Gazetkę tak serdecznie i mile, któż? nie wiemy, była tylko taka nasza ukochana Babunia, którą będą dziś układali do grobu.
O! żegnają Cię, Babuniu, wszystkie Twoje wnuczki, które są słabe i nie
mogą iść na pogrzeb, ale to pożegnanie serdeczne, które Ci zasyłają wnuczki do
grobu, Ty, o Babuniu, na pewno usłyszysz. Więc żegnamy Cię, Babuniu, ale
jeszcze raz mówimy, że nikt nam nie zastąpi naszej Babuni. Tym się jeszcze
pocieszamy, że się wszystkie zobaczymy u Pana Boga w niebie. Więc żegnaj!
żegnaj! ukochana Babuniu! od Twoich wnuczek (60 dzieci najmłodszych).