W czasie zimy rzeki polskie prawie wszystkie zamarzają, powierzchnia ich pokrywa się skorupą lodową, tym grubszą, im zima była ostrzejsza, im mrozy były silniejsze i trwały dłużej. Wisła wygląda wtedy „jak srebrna tablica”. Gdy nadchodzą ciepła wiosenne, gdy słońce dogrzewa mocniej, a deszcze ciepłe zlewają zamarzniętą ziemię, topią się śniegi, a lody na rzekach kruszeją, miękną, pękają i łamią się. Wisła rwie okowy, zrywa się do biegu, pęd wody porywa olbrzymie tafle lodu. „Lody ruszają.” Unoszone silnym prądem wody kry uderzają o siebie, łamią się z trzaskiem i łoskotem, z pluskiem pogrążają się w wodę, inne przewracają się i stają pionowo, wspinają się jedne na drugie, tworząc fantastyczne ściany lodowe, wznoszące się wysoko nad powierzchnię spienionych wód.
Ciekawy i piękny to widok, podziw budzi siła, potęga żywiołu zbudzonego nagle do ruchu, do życia. Ale te dnie ruszania lodów to dnie niepokoju i trwogi, często dnie klęsk i rozpaczy.
Pędzące lody na zakrętach rzeki, w miejscach płytkich i wąskich tworzą tak zwane zatory. Tafle lodu zarywaj ą się w piasek, nadpływające nowe kry wspinają się jedna na drugą, tworzą wały, tamy lodowe na kilka kilometrów długie. Nadpływające wody nie mogą ich pchnąć, przepłynąć, zrobić sobie drogi, omijają je wtedy, płyną bokami poza korytem rzecznym, podmywają wysokie brzegi, zalewają niskie nadrzeczne doliny. — Wylew, powódź!
Rzeki polskie, a zwłaszcza Wisła i jej dopływy grożą prawie każdej wiosny wylewami (w marcu lub w początkach kwietnia). Długosz, opisując rzeki polskie, tak pisze: „Wszystkie niemal rzeki polskie, jako to: Wisła, Odra, Warta, Bug, Dniestr, Dniepr, łamią i podmywają swe brzegi i znaczne odmuliska, niekiedy całe wsie zabierają.”
Najgroźniejsze są wylewy samej Wisły.
Płynie z południa na północ, źródła jej leżą o 5 stopni geograficznych bardziej na południe niż ujścieł. W dolnym biegu Wisły zima zaczyna się wcześniej, trwa dłużej niż w górnym biegu (Wisełka zamarza przeciętnie na 108 dni, Wisła pod Warszawą na 116, pod Tczewem na 120 dni), lód zatem w dolnym biegu jest grubszy, twardszy. Wiosna, ciepłe dnie zaczynają się wcześniej w górze rzeki, niż w dole, bliżej ujścia. Lód cieńszy, lepiej ogrzany w części południowej, łatwiej, prędzej pęka, a pęd wód w górze silniej pcha krę. Pędzące wody niosą olbrzymie tafle lodowe w dół rzeki, gdzie grube lody stoją jeszcze, niełatwo łamią się pod uderzeniami kry, idącej z góry rzeki. Tworzą się zatory, wody wylewają.
Jednocześnie ciepła wiosenne topią śniegi, tworząc na polach i łąkach wielkie wody (grunt zamarznięty nie przepuszcza wody, nie może ona wsiąkać). Wody te spływają do rzek i rzeczek w takiej ilości, że nie tylko wypełniają koryto rzeczne (przybór), lecz wylewają się poza ich brzegi, „rzeka groźna wychodzi nad brzegi, zalewa pola”. Gdy przestrzenie są odkryte, bezleśne, śniegi topnieją gwałtowniej, prędzej, wody wzbierają silniej, wylew jest większy.
Przy niewielkim wylewie wiosennym woda zalewa tylko niskie, nadbrzeżne doliny, puste i nagie jeszcze pola i łąki pokrywa cienką warstwą mułu urodzajnego (mada), użyźnia nadrzeczne okolice. Czasem bywają jednak wylewy tak wielkie, że dochodzą do siedzib ludzkich, zalewają je, rujnują pracę rąk ludzkich, drogi, mosty, budynki, wioski i miasta, niszczą dobytek mieszkańców nadbrzeżnych. Klęska, wobec której nie ma prawie ratunku, klęska powtarzająca się co lat kilka lub kilkanaście.
Czy od tej klęski można się uchronić? Czy można zabezpieczyć dorzecze rzeczne od powodzi?
W znacznej części tak. Zalesienie zabezpiecza przed silnym, gwałtownym topieniem się śniegów — ochrona tedy lasów, zwłaszcza w górnym biegu rzeki zmniejsza niebezpieczeństwo wiosennych powodzi. Ciekawym jest, że wzmianki kronikarzy2 nie wspominają prawie o wylewach wiosennych w dawnych wiekach, szata leśna chroniła ongi ziemie nadwiślańskie od szybkiego topienia śniegów, znano tylko powodzie letnie.
Dla niedopuszczenia do tworzenia się zatorów w miejscach, gdzie one najłatwiej, najczęściej powstają: na miejscach płytkich, na zakrętach, rozsadzają dynamitem 'skorupę lodową — przed ruszeniem lodów z góry rzeki, aby nie stanowiła zwartej tamy dla nadpływających z góry lodów i wód. Lecz najważniejszą jest regulacja rzeki, to jest utrwalenie brzegów, . aby woda nie mogła przedostać się poza brzegi, wzniesienie ich i umocnienie, ułatwienie przepływu lodów przez wyprostowanie koryta, wreszcie utrzymanie stałej głębokości potrzebnej dla żeglugi (przez zwężenie koryta).
Roboty takie, regulujące bieg rzeki, zabezpieczające od wylewów, prowadzono w Polsce od wieków, wzmacniano i ubezpieczano brzegi nasypami i kamieniami, usuwano zbyt ostre krzywizny, czyszczono i pogłębiano koryto. Ślady takich robót w wielu miejscach nad brzegami Wisły zobaczyć można. Roboty te jednak były nieumiejętne.
Sztuka regulowania rzek w Europie podniosła się bardzo w końcu XVIII wieku i u nas w tych czasach za Stanisława Augusta rozpoczęto roboty nad Bugiem, Pilicą, Nidą, wreszcie w kilku punktach nad Wisłą (prowadzono roboty celem zwężenia Wisły pod Warszawą od strony Pragi). Z upadkiem politycznym Polski, z chwilą zaborów i rządów obcych roboty regulacyjne były zaniedbane przez zaborcze państwa (Rosję i Austrię). Kraj ulegał stale powtarzającym się klęskom powodzi.
Oprócz wylewów wiosennych, zwanych „krakówkami”, rzeki polskie wylewają jeszcze w lecie w czerwcu lub początkach lipca (świętojańskie wylewy).
Wylewy te spowodowane są letnimi deszczami w górze rzeki. Wzbierają wtedy, zwłaszcza potoki górskie niosą tyle wód, że koryta rzeczne pomieścić ich nie mogą, wody zalewają pola i łąki pokryte roślinnością, powodując straszne klęski dla rolnictwa. I te wylewy, i klęski przez nie spowodowane złagodzić może regulacja rzeki, podniesienie jej brzegów, pogłębienie koryta.