Tadeusz Kościuszko urodził się w Mereczowszczyźnie, powiecie Słonimskim w 1746 roku, w czasie kiedy Polska była jeszcze wolna, kiedy Polacy rządzili się sami, mieli swego króla, swoje wojsko, sami stanowili prawo.
Ojciec Tadeusza, Ludwik Kościuszko, szlachcic z urodzenia, był człowiekiem zamożnym, czynnym w swoim powiecie. W gospodarstwie domowym często wyręczała go żona, gdy on sam jeździł na zjazdy, narady szlacheckie. Był widać przez sąsiadów szanowany, bo wybrali go na sędziego w najwyższym sądzie (trybunale). Był pułkownikiem w wojsku litewskim, a chociaż to wojsko w tych czasach walk nie toczyło żadnych, o rozlokowanie, o żołd swoich żołnierzy, o ład wśród ich gromady dbać musiał.
To wszystko daje nam dowód, że ojciec Tadeusza nie był człowiekiem, „co tylko kopy na swoim polu liczy”, zajmowały go sprawy całego kraju, oddawał im czas i siły, a przestrzegając uczciwości i cnoty, dawał dzieciom przykład uczciwości i pracy dla kraju. Odumarł dzieci wcześnie, bo gdy Tadeusz zaledwie dwanaście lat miał. Matka Tadeusza Kościuszki, Tekla, z domu Ratomska, była to niewiasta energiczna, gospodarna, rządna; za życia męża w gospodarstwie pomagała, a po jego śmierci, jako trzydziestokilkuletnia wdowa z czworgiem dzieci, dobrze sobie sama radziła. Z naukami jednak była mało obeznana, nie umiała poprawnie pisać ani pod względem stylu, ani pod względem ortografii. Zajęta sprawami i interesami domowymi, mało dziećmi się zajmowała.
W tej rodzinie zacnej wychował się Tadeusz, najmłodszy z rodzeństwa. W Mereczowszczyźnie upłynęły jego lata dziecinne. Dom, w którym mieszkali rodzice Tadeusza, nie istnieje już, zostały tylko opisy tego domu i rysunki przedstawiające Mereczowszczyznę.
Dworek ten był niewielki, drewniany, z gankiem wspartym na słupkach. Opodal ciągnęła się wieś z chatami nędznymi, z dwoma karczmami przy gościńcu. W tych chatach ubogi lud, co ziemi własnej ani kawałka nie posiadał, na dworskich gruntach siedział, ćwierć łanu roli dla siebie uprawiał, a za to wychodził na grunta pańskie i na gruntach tych dla pana cztery dni w tygodniu darmo pracował (odrabiał pańszczyznę). Chłop ten, poddany, z ziemi pańskiej odejść nie mógł, pracować na polu pańskim darmo musiał. Tak było wtedy na całym świecie, tak było w Polsce, na Litwie, na Rusi, tak było w Mereczowszczyźnie i Siechnowiczach u Kościuszków. Mieszkańcy chat siechnowickich byli Białorusinami, religii unickiej. Z tym ludem, odmiennym językiem i religią, stykali się co dzień mieszkańcy dworu, obcowały z nim dzieci szlacheckie — mali Kościuszkowie.
Kościuszkowie nie byli dość bogaci, aby dla czworga dzieci (dwóch synów i dwie córki) trzymać drogich naówczas nauczycieli domowych. Ktoś z rodziny niezawodnie nauczył ich czytać i pisać, a jeden z krewnych matki, jakiś bywalec światowy, który wiele podróżował, bawiąc czas jakiś w domu Kościuszków, uczył chłopców rachunków, rysunków i francuszczyzny.
Gdy Tadeusz miał lat jedenaście, oddano go razem z bratem do szkoły. Najbliższą szkołą była szkoła w Brześciu, utrzymywana przez księży jezuitów. Mieli nawet Kościuszkowie w sąsiedztwie tej szkoły dworek. Zawieziono jednak chłopców dalej w świat do innej szkoły, do Lubiszowa (nad rzeką Stochodem) w Ziemi Pińskiej. Jezuici uczyli bowiem w swych szkołach tylko po łacinie, podług starych programów i starymi sposobami, prawie cały czas zajmowała nauka języka łacińskiego i nauk kościelnych. Dbając o naukę synów, szukano szkoły lepszej, bardziej polskiej, choć dalej położonej.
W lubiszowskiej szkole chłopcy uczyli się ówczesnym obyczajem czytać i pisać po łacinie, ale oprócz tego uczono ich i polskiego czytania, opowiadania, pisania listów. Nadto opowiadano im dawne dzieje, jak żyli Polacy, co się w Polsce działo, uczono arytmetyki, fizyki, chemii, geometrii, nauk przyrodniczych, języka francuskiego i niemieckiego, wreszcie dziejów narodów, które się czynami wielkimi wsławiły.
Kościuszkowie przybyli do szkoły w Lubiszowie w 1755 roku, wstąpili do klasy najniższej, ale młodszy Tadeusz umiał za mało, zatrzymano go więc na drugi rok w tej samej klasie.
Mało wiemy o pobycie Kościuszki w tej szkole, bo sam nie lubił opowiadać o sobie, a z kolegów jego nikt tych wspomnień nie spisał, wiemy jednak, że interesowały go bardzo opowiadania o życiu wielkich ludzi, że czytywał z upodobaniem żywoty sławnych starożytnych Greków i Rzymian. Podobał mu się zwłaszcza Grek Tymoleon, który ocalił miasto rodzinne od ucisku, a wygnawszy z ojczyzny ciemiężycieli, sam nie brał nagrody ani władzy nad miastem. O tym bohaterze, jako o ulubionym, godnym naśladowania, nieraz w życiu wspominał, a gdy był już starcem, to synowi chrzestnemu, młodemu chłopcu życzył, by mógł pójść drogą Tymoleona. Sam zaś Kościuszko na pewno w życiu do Tymoleona był podobny.
Po ukończeniu szkół w Lubiszowie pięć lat przesiedział Kościuszko w domu matki w Siechnowiczach, w ciszy i spokoju. Brat gospodarował, Tadeusz pragnął uczyć się dalej, „powabiła go chęć i ochota nabycia wiadomości rzeczy i wydoskonalenia się w sciencjach”.
W tym czasie król Stanisław August założył w Warszawie nową szkołę — Szkołę Rycerską. Tadeusz pragnął do tej szkoły się dostać, przyjaciele ojca pomogli mu. I w 1765 roku w chwili otwarcia tej szkoły — dziewiętnastoletni młodzieniec przyjeżdża do Warszawy i dnia 18 grudnia 1765 roku zostaje zapisany na listę pierwszych uczniów Rycerskiej Szkoły, czyli Korpusu Kadetów.
Szkoła mieściła się przy ulicy Krakowskie Przedmieście w pałacu zwanym Kazimierzowskim, tam gdzie dziś uniwersytet. Król zakładając tę szkołę chciał zapobiec wielkiej potrzebie, jaką państwo polskie odczuwało, wykształcić umiejętnych oficerów. We wszystkich państwach europejskich stwarzano w tych czasach liczne, dobrze uzbrojone armie, opatrywano je w działa, na czele stawiano wodzów, którzy umieli wojsko sprawiać, budować fortece, zdobywać je — prowadzenie wojny stawało się sztuką, której trzeba się było nauczyć. W sąsiednich Prusach, w Rosji monarchowie mieli wojska dużo, dobrze uzbrojonego, wyćwiczonego i umiejętnie kierowanego. Wojska te groziły Polsce. W Polsce wojska było bardzo mało, nikt się sztuki żołnierskiej nie uczył. W razie wojny z sąsiadami nikt by nie umiał wojska polskiego prowadzić.