Ogół dziewcząt „pracuje za ubranie i na ubranie”. Umowę z gospodyniami zakładów zawierają w ten sposób, że prostytutka otrzymuje od zakładu utrzymanie i ubranie, opłatę za jej pracę pobiera gospodyni (obsługują przeciętnie w ciągu nocy pięciu gości). Tłumaczyły mi, że przy tym rodzaju umowy mogą się lepiej ubierać, bo gospodynie posiadają „zakładowe” (dziewczęta ogólnie cierpią nędzę, nie mają nic, prócz długów) ubranie eleganckie. Nie czują, że tym sposobem nie dostają nic, oprócz tego, co ułatwia gospodyni ciągnienie z nich zysku. Wielokrotnie pisałyśmy do owych gospodyń w imieniu aresztowanych, skazanych na dłuższe siedzenie lub wysyłkę etapową, listy z prośbą o przyniesienie im bielizny na zmianę, ciepłej chustki itp., listy te najczęściej były bezskuteczne.
Od gości dziewczęta dostają bezpośrednio, do ręki, „na cukierki”, a właściwie „na papierosy i wódkę”. Wszystkie bowiem palą i piją namiętnie, twierdząc, że bez tego podniecenia egzystować by nie mogły. Nie każdy gość daje „na cukierki”. Jedna z opowiadających zaznaczyła, że najlepiej płacą ci, którzy po grubiańsku się obchodzą i biją. (Sądząc z jej opowiadania, starała się to spostrzeżenie wyzyskać praktycznie.) Największy zysk, zarobek w zawodzie prostytutki, przedstawia łatwość okradania pijanych gości. Ogół aresztowanych za kradzież niechętnie o tym mówi, najczęściej pytane dają nieszczere odpowiedzi, byleby uniknąć opinii „złodziejki”. Niektóre jednak mówiły śmiało i spokojnie o tym, że okradają. Jedna z poznanych przeze mnie dziewcząt przy pierwszym spotkaniu naszym była bez grosza; za drugim razem, w kilkanaście dni później, miała 17 rubli. Naiwnie zapytywałam ją, jakim sposobem aż tyle zarobiła. „Przecież ukradłam gościowi” — odpowiedziała tak prosto, jakby to był najnaturalniejszy sposób zarobkowania. Krzywdzone i okradane ze wszystkiego, krzywdzą i okradają śmiało. W ogóle dla mężczyzn-gości mają bezgraniczną pogardę, mówią o nich nie z oburzeniem, lecz z pogardliwym lekceważeniem nie tyle jako o złych, ile jako o głupcach. Ton ten uważam za powszechny; brzmi on tym silniej, im jednostka jest bardziej myśląca.
Sienkiewicz w Bez dogmatu opisuje, jak damy należące do towarzystwa miewają co dzień „godziny sali”, na podobieństwo fechtmistrza fechtują się w zakresie flirtu, by nie wyjść z wprawy. Takie same godziny, a raczej minuty sali widziałam w życiu aresztantek ratuszowych. Wodę na herbatę, obiad i śniadanie przynoszą na oddział kobiecy mężczyźni aresztanci. Te kilka minut, w czasie których wydaje się jedzenie, to chwile rozrywki towarzyskiej dla dziewcząt. Korytarz wrze gwarem. Próżno oddziałowa woła: „prędzej, bez romansów!”, nie romans, ale rozmowa płynie. Jedne z aresztantek śpieszą na korytarz zobaczyć znajomych, inne zasięgnąć wieści o znajomych odsiadujących areszt o piętro wyżej. Czasem są to pytania ciekawości towarzyskiej, częściej niespokojne pytania o człowieka, z którym wiąże ją sentyment lub wspólna sprawa, większość jednak w rozmowach tych szuka rozrywki, flirtu. Flirt to mniej lub więcej gruby, żarty często trywialne, komplementy, od których cywilizowane uszy „więdną”. Na te kilkuminutowe spotkania jedne z aresztantek stroją się — ubierając, inne stroją się — rozbierając. (Była w areszcie dziewczyna, która cały dzień chodziła porządnie ubrana, w godzinach sali zjawiała się na korytarzu stale w wyciętej koszuli, strojna w bransolety i kolczyki, jak dama na balu, przy czym z krzykiem zawstydzenia uciekała, spotkawszy którą z politycznych.)
Te flirty korytarzowe dawały nam niejakie wyobrażenie o życiu towarzyskim w formach odmiennych od tych, które spotykamy w salonie, odmienne formą… ale treścią podobne.
Jedna z moich towarzyszek chodziła do IV celi czytywać aresztantkom lub rozmawiać z nimi. Chciała prowadzić śpiewy chóralne, ale na to zwierzchność więzienna nie pozwoliła. O ile mi wiadomo, była to pierwsza próba tego rodzaju w ratuszowym areszcie, wywoływała też zdumienie wśród administracji. Co p. W. może „im” powiedzieć? O czym może „z nimi” mówić?
Część tylko aresztantek brała udział w tych posiedzeniach. Większość starych i chorych obojętna jest na wszystko; pewna grupa usuwała się z fałszywą dumą, chcąc zaznaczyć swój pogardliwy stosunek do czytającej, rozmawiały w sali lub na korytarzu, głośno krytykowały ten nowy zwyczaj; pewna jednak liczba znajdowała w tych czytaniach przyjemność, rozrywkę, o którą się potem dopominały same. Odczuwały serdeczną dobroć, z jaką p. W. szła do nich, niosąc im swój czas, swoją wiedzę, swoje prawdy. Panna W. nie tylko czytywała, ale rozmawiała zazwyczaj o przeczytanej rzeczy lub zbliżonych tematach, czasem celowo przeprowadzała dyskusję jakąś, umiejętnie wciągając w rozmowę słuchaczki. Konkretnym rezultatem jej pogadanek higienicznych w IV celi było oderwanie zabitych okien i stałe wietrzenie celi. Co do wyboru książek czytanych, to wszystkie dyskusje przeprowadzone przez nas w tym kierunku były tylko teoretyczne; praktyka kazała korzystać z tych książek, jakie były pod ręką. Czytano tedy Miłosierdzie gminy Konopnickiej dwukrotnie dla dwóch grup, przy czym jedna ze starych kobiet domyśliła się z góry jaką rolę odegra syn wobec ojca starego.
W Sienkiewicza Bartku Zwycięzcy podobał się humor.
Dalej czytano Życie Jana Valjeana (przeróbka z Nędzników W. Hugo).
Sewera Wiosnę.
Syrokomli Spowiedź pana Korsaka (słuchaczki nie od razu umiały się oswoić z wierszowaną formą i odmiennym językiem).
Konopnickiej — ulotne wiersze; Staffa Pieśń o zdobywcy słońca (podobała się śpiewność) oraz O łasce przebaczenia, itp.
Silnie wierzę, że czytania takie dałyby wielu aresztantkom jasne, miłe chwile w niedoli aresztu, a może czasem jasna myśl, jasne wspomnienie w życie by z nimi poszło.
Biblioteka więzienna — to sprawa pierwszorzędnej wagi.
Większość prostytutek niechętnie mówi z nieprostytutkami o swej doli. Wyjątkowo tylko niepytane skarżyły się na swoje życie lub opowiadały o nim; najczęściej stosunkowo utyskują na biedę materialną, nie dotykając moralnej strony swego życia.
Spotykałam jednak jednostki jakby rozmyślnie rzucające nam w twarz swój cynizm.
Osobiście mało prowadziłam z nimi rozmów, słyszałam tylko rozmowy prowadzone przez moje towarzyszki lub przez nie powtarzane. Poza tym patrzałam tylko bacznie na życie więzienne i z wypadków tego życia odgadywać się starałam tajnie duszy mieszkanek aresztu. Notatki moje dają mało faktycznego materiału z życia prostytucji, są to drobne spostrzeżenia robione nad ludźmi na tle życia więziennego. (Chciałabym nimi zwrócić uwagę na różnorodność typów psychicznych wśród prostytutek i na ich podobieństwo z typami spotykanymi we wszystkich sferach.)
Zdjęcie w artykule zostało wykorzystane na podstawie licencji Creative Commons. Autor zdjęcia: FaceMePLS (Flickr)