Karol Miarka – cz.1

Karol Miarka 1

Karol Miarka to jeden z cichych, lecz bardzo zasłużonych pracowników polskich. Ubogi nauczyciel ludowy, bez pomocy, samotny prawie, przez lat kilkadziesiąt pracował ze wszystkich sił nad odrodzeniem narodowym Śląska, nad wywalczaniem praw należnych ludowi polskiemu.

Urodzony w 1824 roku, 24 października w Pielgrzymowicach na Śląsku, był jednym z osiemnaściorga dzieci nauczyciela ludowego. Wobec tak licznej rodziny i lichej płacy nauczycielskiej bieda panowała w domu Miarków, łagodziła ją tylko wielka miłość wzajemna w rodzinie, stała gotowość niesienia sobie wzajemnej pomocy.

Miarkowie, z pochodzenia Górnoślązacy, po polsku modlili się w kościele i po polsku mówili w domu między sobą, ale uważali się za Ślązaków, nie mając poczucia wspólności z resztą narodu, o Polakach, o Polsce mówili jak o obcym narodzie, obcym kraju.

Ojciec w szkółce wiejskiej uczył po polsku, lecz widząc wokół, że wszystko, co światłe, wykształcone, jest niemieckie, pragnął, aby dzieci jego uczyły się niemieckiego. Małego Karola uważał ojciec za wyjątkowo zdolnego, chciał, aby chłopak został „uczony” — dlatego niezbędną była nauka niemieckiego. Toteż dziesięcioletni Karol został oddany do szkoły miejskiej w Pszczynie, gdzie nauka odbywała się pod kierunkiem niemieckich nauczycieli i wyłącznie po niemiecku.
Dwa lata pobytu w takiej szkole wystarczyło na to, aby chłopak nie tylko nauczył się czytać i pisać po niemiecku, ale aby poznał trochę język. Na dalszą jednak naukę ojciec pieniędzy nie miał. Oddano tedy chłopca w służbę do księdza wikarego Wawretzki. Ksiądz używał go do posług kościelnych, pozostawało jednak chłopcu dość czasu do przysłuchiwania się lekcjom, jakie ksiądz udzielał bogatym dzieciom, którym rodzice pragnęli dać wyższe wykształcenie od tego, jakie zdobyć mogły w szkole ludowej.

Zdolny i pracowity posługacz kościelny korzystał z tej nauki przez przysłuchiwanie się i robił w nauce większe postępy niż niejeden z właściwych uczniów księdza wikarego. Wobec wiadomości o tym zamiłowaniu do wiedzy małego „kościelnego” jeden z wujów — także ksiądz — dopomógł mu dostać się do gimnazjum.

Lecz gdy chłopiec doszedł do klasy IV, wuj umarł, a śmierć ta pozbawiła młodego Miarkę zapomogi. Musiał przerwać dalszą naukę i zabrać się do pracy, dającej zaraz chleb. Patrząc na pracę ojca, pragnął także zostać nauczycielem ludowym. Wstępuje więc do seminarium nauczycielskiego w Głogówce. I w tej szkole uczono tylko po niemiecku, a nauczyciele mówili z pogardą o Polsce i języku polskim. W historii nazywali Polaków „Slaven”, co jakoby pochodziło od „sclaven” — niewolnik. Uczniów taka nauka nie raziła zupełnie. Patrzyli sami na narodowość polską i język polski jako na coś gorszego, niższego od niemieckości. Karol Miarka otrzymał w seminarium wykształcenie i wychowanie tylko niemieckie, a choć czytać i pisać po polsku nauczyła go jeszcze matka, choć jego ojciec uczył w swej szkółce po polsku, młody nauczyciel mało dbał o język polski, uważał go za nie piśmienny, nie wiedział, że istnieje bogata polska literatura, znał tylko polskie książki szkolne, jakiś śpiewnik polski, baśnie o św. Genowefie i o Meluzynie.
Toteż prowadząc pracę w szkole, będąc wzorowym nauczycielem, pragnąc gorąco podnieść oświatę ludu, uczył dzieci tylko po niemiecku (tak zresztą robili na Śląsku wszyscy młodzi nauczyciele, wychowani w seminariach nauczycielskich).

Młody nauczyciel kształcił się dalej sam, czytywał po łacinie i po niemiecku, pisywał wiersze niemieckie, a za jeden z tych wierszy, napisanych dla szkół, a budzących miłość dla rządu niemieckiego, otrzymał od władz nauczycielskich dwadzieścia talarów nagrody. Karol Miarka uważał się wtedy za Niemca. Nie wiedział nic o tym, że obok niego na Śląsku budzi się lud do nowego życia, że miłośnicy ludu stawali w obronie jego praw do własnego języka i własnej kultury, wołając, że lud polski na Śląsku nie może być nadal poniewieranym sługą panów niemieckich.

Koło roku 1848, wobec rozpoczynającej się rewolucji w Niemczech, rząd musiał dać ludowi więcej swobody w mówieniu, pisaniu, urządzaniu zgromadzeń itp. Na Górnym Śląsku powstaje kilka pism polskich, zjawiają się książki polskie, powstają stowarzyszenia polskie. Do sejmu wybrani zostają dwaj posłowie polscy (ksiądz Szafranek i Gorzała), a lud śląski zgromadzony na wiecu w Bytomiu poleca im, aby w sejmie dopominali się o język polski w sądach, urzędach i szkołach na polskim Śląsku.

O ruchu tym Miarka nic nie wiedział. Dopiero kiedy na czele szkolnictwa na Śląsku staje Bogedain — Niemiec, ale miłośnik ludu, bolejący nad ciemnotą ludu śląskiego, nad stanem szkół śląskich, nauczających w obcym dla uczniów języku, Miarka usłyszał rzeczy dla siebie nowe.

Dzięki temu Niemcowi zainteresował się sprawą polską na Śląsku.

Bogedain mówił dobrze po polsku, bo wychowywał się w Wielkopolsce, znał literaturę i kulturę polską, przyznawał Polakom prawa do języka ojczystego; chciał, aby nauczyciele dzieci polskich nie tylko mówili po polsku, ale i nauczali w tym języku, pomagał im się kształcić. Z ust tego Niemca, wysokiego urzędnika, posłyszał Miarka po raz pierwszy książkowy język polski, ten Niemiec zachęcił go do pracy nad własnym językiem i pracę mu tę ułatwił, ułatwiając ubogiemu nauczycielowi ludowemu wyjazd na naukę do Wielkopolski.