Stanisław Jachowicz – cz.4

Stanisław Jachowicz - mlodosc

Kamiński zaprasza młodzież do siebie, gromadzi ją, pożycza książki, zachęca do tłumaczenia dzieł obcych, pisania własnych; wspiera młodych autorów radami, poprawia ich utwory pod względem stylu, języka, a nawet ortografii. Zachęca do poznawania się z pieśniami ludowymi, do spisywania ich, aby potem pieśni te poprawiać, udoskonalać i tworzyć z nich polską muzykę narodową.

Rozmiłowany w teatrze, w teatralnych przedstawieniach — pomaga Kamiński młodzieży uniwersyteckiej urządzać własne przedstawienia. We wszystkich tych pracach i zabawach młody Jachowicz bierze gorący udział: czyta książki polskie, pisze, tłumaczy poezje, gra teatry itd. Towarzystwo, w jakim żyje, chociaż wesołe, nie bawi się lekko, bezmyślnie, słychać tam często śpiew, muzykę, tańce, żarty, śmiech, ale nie ma kart, pijatyki. Jachowicz wyśmiewa nawet wierszami tych kolegów, którzy piękne dnie młodości tracą przy stolikach od kart, myśl zaś i uczucia zabijają pijaństwem.

W pierwszym zaraz roku pobytu na uniwersytecie Jachowicz należy do tajnego (to jest ukrytego wobec rządu) stowarzyszenia młodzieży.

Kółko to zebrał jeden ze starszych kolegów Jachowicza, niejaki Jaszowski. Było to jakby towarzystwo samokształcenia. Zbierając się potajemnie w mieszkaniu Jaszowskiego, studenci lwowscy uczyli się sami tego, czego im niemiecki uniwersytet nie dawał: języka polskiego, historii i literatury polskiej. Książek odpowiednich nie mieli, więc sprawa nie była łatwą; trzeba było najpierw książki te sprowadzić. Tu Stanisławowi Jachowiczowi starał się być pomocnym brat starszy; on to na prośby brata zdobywa aż z Warszawy i przesyła chłopcom… gramatykę polską, on stara się znaleźć, szuka i wreszcie ofiarowuje im podręcznik do historii polskiej. Z dawnej biblioteki ojcowskiej dostarcza bratu utwory poetów polskich z XVIII w.: Krasickiego, Karpińskiego, Kniaziewicza i Niemcewicza. Gdy jednak książki te nie wystarczają dla licznego kółka, gdy młodzież chciałaby poznać i nowsze książki, gdy siedząc w zniemczonym Lwowie rada by wiedzieć, co dzieję się w wolnej podówczas Warszawie, Jaszowski radzi przepisywanie ciekawszych książek; sam przepisuje najpierw krótkie wiersze i bajki Góreckiego, artykuły Niemcewicza, pojedyncze numery gazet, które tajnie z Warszawy ktoś przywiózł, wiadomości o życiu w świeżo utworzonym Królestwie Polskim, wreszcie przepisuje całe kilkotomowe książki.
I odpisy pożyczał, z czuciem deklamował,
I piękności wskazywał i zdolnych werbował,
I od świtu do nocy śledził, szperał, szukał,
Aż wiersz, powieść, pamiętnik wyprosił, wypukał,
Aż ślad dziejów wynalazł i odgadł wypadki,
Tak życie całe strawił na usługach matki.
Nic go nie zniechęcały niemieckie pociski,
Wręcz się z nich naigrawał jako piskorz śliski.

W pierwszym zaraz roku po wstąpieniu do kółka — Jachowicz zostaje wybrany na prezesa, to jest prowadzącego koło, i zdaje się, że był nim do końca swego pobytu w uniwersytecie.
Kółko to młodzieży, względnie zamożnej, pochodzącej przeważnie z rodzin szlacheckich lub zamożnego mieszczaństwa, zbliżało się we Lwowie do młodzieży rzemieślniczej, do klas roboczych, na wsi do ludu wiejskiego, a poznając się z nim, chciało temu ludowi przynieść pomoc — poczynając od oświaty.
Jachowicz w listach studenckich pisze nieraz o ludzie wiejskim, mówi o jego ciemnocie, rozważa, obmyśla sposoby oświecenia tego ludu.

Chociaż kocha piękną przyrodę, piękne krajobrazy,, jednak, patrząc na nie, nie zapomina o człowieku; boli go, że obok pięknych pałaców i parków ludzie żyją w nędzy.

Dziewiętnastoletni chłopiec, pisząc o piękności pałacu i parku w Rzeszowie, woła:

O pycho! (tu mi łza znika)
Jak ty zaślepiasz człowieka.
Ilu można mrących z głodu
Nakarmić kosztem ogrodu.
Iluż by to biednych z nędzy
Podźwignęła moc pieniędzy,
Które pochłonął gmach drogi…

Przez te trzy lata nauki w uniwersytecie Jachowicz nie tylko wiele się nauczył, zwłaszcza nauki o językach (filologii) i historii, ale wiele też przemyślał. Myśl jego głównie zajmował „człowiek”: po co żyje, jak żyje, jakim być powinien. Chciał te sprawy zrozumieć, uważał za najważniejsze tak żyć, by uszczęśliwić ludzi — uczynić wszystkich jak najlepszymi i najszczęśliwszymi, toteż najwyżej cenił w życiu cnotę i serce…

Widać, w życiu umiał sam iść tą drogą, bo wśród kolegów kochano go i szanowano. Koledzy radzili się go, pytali o zdanie, ufali bezgranicznie. W listach, których wiele zostało w papierach przechowanych przez Jachowicza, opowiadają mu o swoich marzeniach, zwierzają się, szukają pociechy w smutku, dziękują za radę, wyrażają wdzięczność za pomoc, mówią o jego gorącym sercu, słodkim charakterze, a jeśli się skarżą, to tylko na to jedno: że mało o sobie pisze. Nigdzie też w listach nie ma wzmianki, aby od kogo czegoś wymagał, zdaje się, że chciał służyć innym, nic w zamian dla siebie nie żądając.
Ale zadowolonym z siebie jeszcze nie był, pisze do jednego z kolegów: „Poznaję, że mi dużo brak”, bo żyć dobrze i pięknie niełatwo. „O przyjacielu, znajdować szczęście w sobie jest to wielka nauka, powinna ona być celem naszych prac akademickich.” W 1818 roku Jachowicz kończy uniwersytet lwowski — marzy o życiu i pracy w Warszawie, gdzie był wtedy polski uniwersytet, polska biblioteka, które umożliwiłyby mu dopełnienie w kształceniu się. Toteż gdy jeden ze znajomych urzędników warszawskich zaproponował mu posadę w Warszawie, postarał się o paszport do Królestwa i mimo wszelkie trudności do stolicy zjechał.