Maksymilian Heiplern — wspomnienie pośmiertne

Maksymilian Heilpern

Rząd rosyjski surowo karał tych, którzy ośmielali się z nim walczyć, zdobywać dla współbraci lepszą dolę. Po dwóch latach więzienia ukarał młodego socjalistę zesłaniem na trzy lata na Syberię.

Rok 1882, 1883 i 1884 spędził Heilpern na Syberii w jenisejskiej guberni. I tu znalazł możność pożytecznej pracy. Studiował roślinność tych mało zbadanych okolic, a później, osiadłszy w większym mieście, gdzie była liczna kolonia polska i szkoła polska, uczył w tej szkole. Tam na Dalekim Wschodzie, na obczyźnie, rozpoczął pracę nauczycielską, której oddawał się do końca życia.

Powróciwszy do kraju, uczęszcza dalej na uniwersytet, kończąc w 1887 roku studia.

Nie skończył jednak na tym pracy naukowej. Rozumiejąc, że wiedza idzie ciągle naprzód, a kto za nią nie goni, nie uczy się ciągle, pozostaje prędko w tyle, Maksymilian Heilpern był jednym z tych, którzy śledzą stale postęp nauki, czytał, uczył się, pracował naukowo do ostatnich dni życia.

Jeszcze przed ukończeniem uniwersytetu rozpoczął pracę w pierwszej warszawskiej piekarni mechanicznej (w której pracę przy wyrobie chleba w znacznej części wykonywano maszynami). W pracowni chemicznej, założonej przy tej piekarni, młody przyrodnik badał wartość pożywną chleba. Nie wiem, czy to był zbieg okoliczności, czy rozmyślny wybór pracy, ale zdaje mi się, że było to zgodne z duszą i charakterem Heilperna, wynikało z nich niejako, iż pierwsze swe prace naukowe poświęcił „chlebowi powszedniemu”, stanowiącemu główne pożywienie olbrzymiej większości ludzi.

Poza tą pracą naukową pracował jako nauczyciel, wykładając przyrodę w szkołach i w tak zwanym Uniwersytecie Latającym5, kształcącym wielką liczbę młodych nauczycielek.

Rosyjskie władze oświatowe odebrały wkrótce Heilpernowi prawo nauczania w szkołach za to, że wykładał po polsku i że uważały go za niebezpiecznego patriotę, uczył jednak dalej w Uniwersytecie Latającym, ponieważ kółka te były tajne i nikt tam pozwolenia od władz rosyjskich nie potrzebował.

Usunięty ze szkół, rozpoczął pracę w warsztatach rzemieślniczych imienia dra Ludwika Natansona. Warsztaty te były naprawdę nie tylko warsztatami, lecz właściwie szkołą rzemieślniczą dla młodzieży żydowskiej. Zakład ten Heilpern zorganizował i przez lat trzydzieści prowadził, oddając swoje siły i wiedzę na usługi najuboższej młodzieży, przygotowującej się w tych warsztatach do przyszłej pracy, wychowując ich, kształcąc ogólnie i zawodowo. Władze rosyjskie stale nakazywały oddzielać w nauczaniu i wychowaniu młodzież żydowską od polskiej (chcąc społeczeństwo polskie oddzielić, aby je osłabić w myśl rzymskiego hasła „dziel i rządź”).

Heilperna bolał taki podział, do onych warsztatów chętnie, lubo w sekrecie przed władzami rosyjskimi, przyjmował młodzież chrześcijańską i pod jego okiem wychowywała się ta młodzież razem w braterskiej zgodzie, nikt tam nikomu nie dokuczał, nikt nikim nie pogardzał, mówiono swobodnie obu językami. Opowiadał mi kiedyś pan Maksymilian Heilpern, że niektórzy chłopcy chrześcijańscy wyuczyli się od kolegów żydowskiego języka i byli tłumaczami, gdy nauczyciele z chłopcami żydowskimi porozumieć się nie mogli. Ile przez lat trzydzieści wykształcił on i wychował rzemieślników!

Poznał też doskonale sprawę szkół rzemieślniczych, zwiedzał szkoły podobne za granicą, myślał i ulepszał swój zakład. Opracował szereg podręczników dla nauki rzemieślników (chemia, fizyka). Toteż gdy powstało wolne państwo polskie, gdy zakładano polskie szkoły rzemieślnicze i techniczne, Heilpern pośpieszył oddać na usługi społeczeństwa polskiego całe zdobyte doświadczenie i wiedzę, opracowywał dla Ministerstwa Oświaty plany, programy i kosztorysy takich szkół.

Pracę swoją oddawał zawsze potrzebującym; uczył przede wszystkim nauczycieli, którzy tą wiedzą dzielić się mieli z tłumami uczniów. Opracował dla nich książki o tym, jak trzeba uczyć (metodyki, dydaktyki), pisał wiele książek jak najpopularniejszych, jak najdostępniejszych, aby korzystać z nich mogli ci, którzy nie mieli szkolnego przygotowania do czytania książek naukowych. Wygłaszał odczyty, a mówił bardzo pięknie, prosto i łatwo — i cieszył się bardzo, gdy słuchaczami jego była młodzież i robotnicy. Gdy w 1905 roku w czasie rewolucji otworzono w Warszawie Uniwersytet Ludowy robotniczy, w olbrzymiej, natłoczonej przez robotników, sali Filharmonii Warszawskiej Heilpern wygłosił jeden z pierwszych odczytów. Mówił o budowie świata, o niebie, ziemi i słońcu. W roku 1915, gdy Rosjanie wyszli z Warszawy, władze polskie zasłużonemu nauczycielowi polskiemu przywróciły prawo wykładania we wszystkich szkołach — i był nauczycielem do ostatnich chwil życia.

Nad grobem Maksymiliana Heilperna — na cmentarzu żydowskim, minister oświaty w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej — żegnał zasłużonego obywatela i czcił jego pamięć, a obok ministra żegnał go i dziękował mu za wieloletnią pracę przedstawiciel rzemieślników żydowskich, żegnali go koledzy — nauczyciele, dziękując mu za wszystko, co im niósł: pomoc, naukę, radę. Wśród wielkiego tłumu pogrzebowego każdy prawie wspominał zmarłego, czuł, że mu coś zawdzięczał: tego uczył, tamtemu pomagał, innemu mądrze radził, tego godził, gdy był powaśniony, tamtego uspokoił, gdy był gniewny i niesprawiedliwy.

Dziękowaliśmy mu za to, że przykładem uczył nas, jak żyć pięknie i pożytecznie. Dziękowaliśmy mu za to tchnienie dobroci i miłości, które miał zawsze w stosunku do ludzi i do człowieka. Heilpern, pracując dla szerokich tłumów, szanował pojedynczego człowieka; wiernie służąc idei społecznej, do każdego zbliżał się z braterską życzliwością, delikatnością, która liczyła się nie tylko z tym, żeby nie zranić, nie skrzywdzić, ale nawet z tym, żeby nie dotknąć 6.

Toteż w jego obecności wstydziliśmy się zawsze być mali i brzydcy, wstydziliśmy się ambicji, niezgody, nienawiści. Z nim i przy nim byliśmy lepsi, musieliśmy być lepsi, bo pełnym miłości i dobroci zachowaniem swoim zapobiegał często złemu, uczył, zachęcał, niejako nakłaniał i pchał do sprawy, sprawiedliwości, wyrozumiałości, dobroci, i to było może ważniejsze od wiedzy, której nam udzielał.

Oczy i głos Maksymiliana Heilperna były zawsze smutne, nigdy nie widziałam go wesołym, ale smutek jego był jakiś cichy, spokojny, łagodny. Życie jego nie było łatwe, nie skarżył się jednak nigdy i na nic. Myślałam nieraz, że otoczony wyjątkowym szacunkiem ludzi, spokojnie znosi prześladowania rządowe.

Raz w życiu słyszałam jego smutną skargę: jedyny jego syn zdawał egzamin do gimnazjum (jeszcze naówczas rosyjskiego), egzamin zdał dobrze, ale nie chciano go przyjąć do szkoły jako Żyda. Smutny był wtedy strasznie Maksymilian Heilpern, powtarzał mi ciągle: „Bo widzi pani, jak ja mu to mogę wytłumaczyć, że z tytułu swego pochodzenia bez żadnej winy jest krzywdzony. Gdyby był nie zdał, o tyle byłoby łatwiej.

Ciężko mu było powiedzieć dziecku, że ludzie muszą być niesprawiedliwi i w „różnowiercy nie widzieć ducha, człowieka i brata”.